10 powodów, dla których warto wybrać edukację domową
Przyznam, że nie potrafię przywołać z pamięci wyraźnych wspomnień moich pierwszych chwil po zetknięciu z ED i tego, co mną kierowało. Jednak dziś wszystkie te motywacje stały się dla mnie bardziej uzasadnione, z biegiem czasu po ustąpieniu pierwszej euforii to wszystko wyklarowało się i umocniło moją edukację domową.
Opowiem Ci, z jakiej racji warto wybrać ten tryb nauczania, czemu tak wielu ludzi się nim zachwyciło, dlaczego opłaca się zwrócić uwagę na swoje poszczególne pobudki i jak przydadzą ci się w rozmowie z najbliższymi. Dam sobie rękę uciąć, że znajdziesz tu jakiś problem lub pogląd, z którym się identyfikujesz. Ok, here we go!
1. SZKOŁA
Szkoła wielkimi literami, czy chociaż przez duże S. Stres, chroniczne zmęczenie, migreny, nieustanne poniżanie, brak szacunku, tępienie indywidualności, gaszenie pasji, wpajanie schematycznego myślenia, kształtowanie codziennych złych nawyków, wyścig szczurów, ścisła hierarchia dziedzin nauki, przeładowanie wiedzy, pomijanie specyfiki funkcjonowania organizmu, w tym zwłaszcza mózgu dziecka, zacofanie, nękanie, bicie, wyzwiska, społeczne wykluczenie, wreszcie poczucie nonsensu i straty czasu - już samo to z osobna staje się wystarczającym powodem, by zacząć gorączkowe poszukiwanie alternatyw. Że placówkom publicznym daleko do ideału nie jest żadną tajemnicą, a i prywatne mają swoje grzeszki. Zalety ścieżki edukacyjnej, jaką proponuje obecna... ekhem, XVIII-wieczna szkoła są, nie przeczę, ale totalnie niewspółmierne do ilości wad.
Dodatkowo odejście od tej organizacji stwarza szansę na usamodzielnienie się, uruchamiany jest zardzewiały mechanizm uczenia się metodą prób i błędów, odradza się ciekawość świata. Jedyna osoba, która będzie dobrze czuła się w szkolnym środowisku, to człowiek totalnie przeciętny i posłuszny rozkazom z góry, niewiele zastanawiający się nad swym losem. Zrównanie do tego poziomu jest odwiecznym celem tejże instytucji, tyle że wszelkie istnienie nie daje się wpisywać w sztywne ramki. Jeżeli nie możesz ścierpieć tej presji nie oznacza to, że z tobą jest coś nie tak, a z systemem, o czym pisałam już wcześniej. Jesteś po prostu ponad nim, w najgorszym wypadku trochę pod, lecz szkoła nie pomoże ci się podciągnąć. Jeśli choć trochę zależy ci na swojej przyszłości i zdrowiu zarówno fizycznym, jak i psychicznym, to czas na rewolucję. Na szczęście są alternatywne rozwiązania, jak edukacja domowa, a w niektórych krajach nawet unschooling.
Pragnę jednak zaznaczyć, że świadomość marnotrawienia lat życia w szkole, choć jest bardzo istotną pobudką, to wciąż trochę za mało i uraza czy ogólna niechęć do tego systemu nie mogą być jedynym, głównym powodem. Jeżeli tak właśnie czujesz, śmiało czytaj post dalej, a po lekturze jeszcze raz przemyśl swoją decyzję i zadaj sobie pytanie: Co mnie do tego kroku popycha? W przypadku kiedy z niżej wymienionych przyczyn nie uda ci się sformułować dodatkowej motywacji, a niepodzielną władzę wiedzie nienawiść do szkoły, to znak, że powinieneś jeszcze parę kwestii zrozumieć. W przeciwnym wypadku przejście na edukację domową będzie jak rzucenie nieumiejącego pływać dzieciaka na głęboką wodę: może w akcie desperacji wypłynie i będzie pruć do przodu jak motorówka, ale równie prawdopodobne jest bardzo nieprzyjemne zakończenie przygody i dożywotni lęk przed wodą.
2. Więcej czasu
Tu sprawa jest dość oczywista: nie tracisz go na transport w tę i z powrotem do szarego budynku, różne formalne procedury na miejscu, uroczyste apele i nade wszystko bezczynne siedzenie w ławce gdy wszystko jest już dla ciebie jasne, a dla tych kilku kolegów z końca niekoniecznie. Mniej bezpośrednio oszczędzamy czas na zjadaniu nerwów podczas szykowania się do szkoły, regeneracji ducha i ciała czy pobytach w szpitalu po kontuzji doświadczonej na WF-ie. Edukacja domowa także z rodziców zdejmuje obowiązek pojawiania się na wywiadówkach, radach i innych przyjęciach.
Również w kwestii czasu potrzebnego na przerobienie danej partii materiału nauka w domu wygrywa prawie że walkowerem. To, co w szkole zajmuje przeciętnemu uczniowi około 3 godziny, w ED zdobywa się kosztem maksymalnie jednej godziny. Poza tym do tradycyjnej nauki należy doliczyć czas poświęcany na odrabianie prac domowych i samodzielne przerobienie zagadnienia raz jeszcze, co powszechnie jest uważane za rutynową czynność. Niezły absurd biorąc pod uwagę, że ten obowiązek spoczywa na barkach szkoły... Dodatkowo nie oszukujmy się, podstawa do zdania rocznego egzaminu jest bardziej okrojona, a my postępujemy przeważnie zgodnie ze słowami Alberta Einsteina Never memorize something that you can look up. I tak wychodzi nam proporcja czasowa prawie 6:1 - różnica nie mniejsze wrażenie robi w rzeczywistości.
3. Więcej pieniędzy
Zbiórki a to na radę rodziców, a to na wycieczkę, na ubezpieczenie, na ksero, na bal, na koncert charytatywny, na podręczniki i tak dalej. W ciągu roku wychodzi z tego całkiem przyzwoita sumka, zwłaszcza w starszych klasach, a konkurs rodzicielski pod tytułem ,,kto da najwięcej" niejednemu spędza sen z powiek. Te środki w edukacji domowej można przeznaczyć na kilka dni więcej wakacji czy rodzinnych wycieczek, pomoce naukowe, zajęcia, mówiąc krótko: realny rozwój dziecka.
4. Zdrowie ducha i ciała
Młody człowiek zaczyna funkcjonować zgodnie z własnym rytmem dobowym i wstaje o przyzwoitej godzinie, nie jest codziennie po kilka godzin bombardowany silnymi, negatywnymi bodźcami jak hałas, niewygodne ławki, permanentny brak ruchu, duszne sale, sztuczne światło, ma czas na zastanawianie się nad tym co je i jak często ćwiczy. Znacznie obniżony zostaje poziom zwykłego napięcia, nasz organizm staje się zdrowszy. Wszystko przekłada się na to, że jesteśmy bardziej wypoczęci, rześcy i chętni do działania. Powolutku wracają nam chęci do życia, dziecięca ciekawość świata, przekonujemy się do częstszego czytania. To naprawdę cudowne uczucie...
5. Rozwijanie pasji
Sprzyja temu kumulacja wszystkich powyższych czynników. Przede wszystkim dysponujemy większą ilością wolnego czasu z porządnym wypoczynkiem. Przy lepszym samopoczuciu mamy więcej siły do kochania, a nie bezmyślnego klepania obowiązków - podobnie jak człowiek, dla którego jego praca jest przyjemnością i nieustannym wzrastaniem kontra korporacyjny szczur, który marzy tylko o odbębnieniu swojego zajęcia i powrocie do domu.
6. Indywidualizacja
Każdy z nas jest odrębną, wyjątkową istotą o specyficznych upodobaniach, przyzwyczajeniach, charakterze i typie uczenia się. Na ED możemy pracować we własnym tempie i z użyciem najbardziej skutecznych dla nas metod, nie jesteśmy ograniczani przez szkolne regulaminy i predyspozycje nauczycieli. Zdecydowanie łatwiej jest podążać za naszymi potrzebami, skupić się na rozwijaniu naturalnych zdolności. Dzięki temu nauka jest bardziej wydajna i z biegiem czasu coraz przyjemniejsza.
7. Większa samodzielność
W edukacji domowej odpowiedzialność za jakość kształcenia, tym samym nabytą wiedzę i kompetencje, spoczywa wyłącznie na barkach naszych i - w młodszych klasach - rodziców. To skłania do rozwoju większego poczucia odpowiedzialności i umiejętności efektywnego organizowania sobie czasu. Ponadto możliwość częstszego obcowania ze środowiskiem zewnętrznym innym niż szkoła przyspiesza usamodzielnienie się i pozwala łatwiej dostosowywać się do nowych warunków.
8. Niech żyje wolność!
Załóżmy, że zasiądę do nauki rosyjskiego. Nikt po godzinie czy pół nie mówi mi, że już dość i czas na matematykę czy historię. Mogłabym uczyć się tego języka przez 6 godzin pod rząd i tyle. Podobnie podczas czytania lektury z polskiego (nieraz z wypiekami na twarzy...) nikt nie wyważy drzwi do mojego pokoju ze stwierdzeniem, że czeka mnie jeszcze przepisanie biografii autora, po czym od razu czuć urazę do książki. Nikt nie zrywa mnie z łóżka przed 6, co 45 minut nie rozlega się irytujący dźwięk dzwonka. Jeżeli mam ochotę pouczyć się wczesnym rankiem, to właśnie robię, jeżeli dzisiaj wolę wieczorną porę, nie ma problemu. Działam w pełnej zgodzie z sobą samym, na wszystko znajdzie się czas. Taki styl życia sprzyja przydatnemu nawykowi rozsądnego planowania, o czym kiedyś będzie mowa na blogu.
9. Socjalizacja
Jeden z koronnych argumentów przeciwników ED, na szczęście dawno obalony przez różne dowody teoretyczne i empiryczne. Dzieci spędzają więcej czasu z rodziną, czyli podstawowym środowiskiem wychowawczym, w którym mały człowiek kształtuje swoją osobowość i uczy się zasad komunikacji. Dzięki temu jesteśmy lepiej przygotowani na zawiązywanie znajomości zewnętrznych i, rzecz jasna, następuje wzmocnienie więzi z najbliższymi. Nierzadko, jak w moim przypadku, u nieufnej introwertyczki w momencie przejścia na edukację domową następuje otworzenie się na ludzi oraz obudzenie chęci do prowadzenia życia towarzyskiego.
Posiadamy również zaszczytną możliwość samodzielnego doboru właściwego towarzystwa. Z doświadczenia wiem, że młodzież ED ma do tego bardziej trzeźwe podejście. W szkole, gdzie jesteśmy skazani na grupę rówieśniczą w postaci klasy, nie ma jak uciec przez palaczami, pijakami i różnej maści dręczycielami. Przykładowo w moim gimnazjum nauczyciele palili w kantorku znajdującym się obok jednego z głównych korytarzy, a gdy drzwi się otwierały, chmura szarego dymu wylatywała wprost na dziecięcą czeredę... Bardzo często nawet nieświadomie przejmujemy złe wzorce zachowań, wchłaniamy negatywną energię, by wyładowywać ją na innych. Dlatego socjalizację w edukacji domowej uważam za duży +.
10. Przyzwolenie na popełnianie błędów
Podczas szkolnego procesu dydaktycznego skupiamy się na wykrywaniu braków i karaniu wszelkich pomyłek. Jesteśmy wychowywani w kulturze potępiania błędów, uważanych za coś niewyobrażalnie złego. W rzeczywistości prawidłowa, skuteczna nauka bardzo często odbywa się na podstawie potknięć, które wryją nam się w pamięć. Dzięki edukacji domowej możemy uwolnić się od postępowania według szkodliwych, szkolnych schematów i pozwolić na mylenie się, co jest naturalną rzeczą dla każdego z nas.
Źródło |
Co dopisalibyście to tej listy, a co uważacie za przesadę? Może sądzicie, że gdzieś brakuje związku przyczynowo-skutkowego? Podzielcie się swoimi pomysłami w komentarzach!
PS Zaproszenie na Instagrama i Faceeboka
Poczytaj też:
3 Komentarzy
👍 więcej czasu z mamą😚
OdpowiedzUsuńOsobiście nie zgadzam się z tym co napisałaś o indywidualności. Często w większych miastach jest dość spory wybór szkół, w dodatku większość z nich organizuje dnie otwarte i prowadzi własne strony, ma profile na facebooku a czasem nawet instagramie. To daje nam możliwość wybrania takiej, w której nie zabrania się kreatywnego myślenia, a wręcz je wspiera. Stosunkowo łatwo również dowiedzieć się, czy w danej szkole panuje wyścig szczurów - od znajomych czy z przekazów ustnych (a syn mojej koleżanki to chodzi do... i tam...). Mnie udało się znaleźć naprawdę fajną szkołę, która ma wysoki poziom, ale nie ma w niej mowy o jakimkolwiek wyścigu szczurów, w dodatku zachęca uczniów nie tylko do kreatywnego myślenia, ale i myślenia w ogóle. Problem tutaj polega raczej na tym, że jeżeli ktoś kompletnie nie trafi i szkoła bardzo nie będzie mu pasować, to zazwyczaj tkwi w niej mimo wszystko kolejne 3, 4 lub 8 lat, zamiast zwyczajnie rozejrzeć się za inną.
OdpowiedzUsuńNie zgadzam się z całym fragmentem: ,,nieustanne poniżanie, brak szacunku, tępienie indywidualności, gaszenie pasji, wpajanie schematycznego myślenia, (...) wyścig szczurów, (...) nękanie, bicie, wyzwiska, społeczne wykluczenie". Jeżeli zdarzają się tak poważne problemy jak poniżanie, wyzwiska czy bicie, to sprawą należy się zająć, a przejście na ed działa w tym wypadku tak samo jak zmiana szkoły. Również to czy nauczyciele traktują nas jak ludzi czy jak mrówki, niegodne ich spojrzenia, zależy od szkoły.
Swoją drogą mam wrażenie, że żywisz do tradycyjnego systemu edukacji jakąś urazę, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie czytając tego posta
Oczywiście, szkół jest cała masa, łatwo je przeanalizować... a jednak powiem ci, że mimo, iż miałam cały research na temat mojego liceum łącznie z licznym opiniami znajomych, rzeczywistość ostatecznie okazała się zupełnie inna. Również miało bardzo dobre recenzje i wysokie rankingi. Masz szczęście, że trafiłaś na dobrą placówkę, bowiem kluczowy jest fakt, że to, co opisałam powyżej, to problemy nie 5, 10 czy 15%, ale 95% szkół + trzeba reagować, ale tej reakcji nie ma. Jesteśmy przyzwyczajeni do niskich standardów, dlatego wielu z nas nie czuje potrzeby zmiany, choć sytuacja jest daleka od ideału. W dodatku wiele z nich, jak schematyczne myślenie, równanie uczniów do robotów czy mrówek (taki zresztą był cel XVIII-wiecznej szkoły) oraz tłumienie kreatywności są po prostu wpisane w odgórny program funkcjonowania oświaty. Dopóki nie zmienią się podstawy rządowe albo nie zajdzie powszechny bunt nauczycieli, rodziców i uczniów przeciwko systemowi, nic się tak naprawdę nie zmieni.
UsuńMasz rację, mam uraz do szkoły, wzdrygam się nawet na słowo ,,nauczyciel", i z dziesiątek wypowiedzi moich znajomych wiem, że nie jest to kwestia tego, że miałam jakiegoś wyjątkowego pecha do wyboru placówek, zawsze były to jedne z najlepszych w okolicy. Wyobraźmy sobie, co dzieje się w gorszych... Nikt mi tam nigdy nie podsuwał używek, nie pobił, nawet nie opluł, a mimo to zostawiła głębokie rany, m.in. fizyczne (skolioza). Gdybym nie znała lepszej alternatywy, jak ED, pewnie nadal lubiłabym szkołę :D
Pozdrawiam
Sayto aka Łowca much
Dziękuję bardzo za odwiedziny na blogu. Zostaw po sobie ślad!
Pamiętaj tylko o netykiecie ;)