Czy dziecko może przeżyć bez szkoły?! - czyli dlaczego Edukacja Domowa...
Co do pytania w tytule, miałam okazję się o tym przekonać znacznie wcześniej, niż planowałam, przy okazji nauczania zdalnego. Zwłaszcza w obecnej sytuacji coraz więcej rodziców i dzieci zadaje sobie to pytanie. Dziś jestem żywym przykładem na to, że da się żyć bez szkoły. Ale, coś mi się zdaje, że bredzę bez ładu i składu, zamiast przedstawić wam wpierw ogół sytuacji.
Dobre ponad pół roku temu w akcie desperacji, spowodowanym akumulacją szkolnych beznadziei, życiowego entuzjazmu i pragnienia zmiany jednocześnie wpadłam na twór zwany popularnie edukacją domową, zaś w papierach ,,spełnianiem obowiązku szkolnego poza szkołą". Zdaje się, że już kiedyś jako dziecko miałam z tym do czynienia, ale nie było to poważne zainteresowanie. Wertując informacje na temat tej formy nauczania, w mojej głowie rodziło się tylko jedno pytanie ,,Jak mogłam wcześniej na to nie wpaść?!", w brzuchu latały motylki, w głowie grała muzyczka ,,Imagine", a w sercu kiełkowała prawdziwa miłość. Natomiast doświadczenia ostatnich miesięcy utwierdziły mnie w przekonaniu, że przejście na ED to jedna z najlepszych decyzji, jaką podjęłam w swoim życiu.
Liczba osób uczących się w trybie edukacji domowej. Stan na 30.09.2019 r. |
Wcześniej przez dobre kilka lat naskakałam się niemało po internecie w poszukiwaniu tej wymarzonej szkoły (byłam nawet gotowa przeprowadzić się do innego kraju), z dobrą organizacją, wspaniałymi, sympatycznymi ludźmi, przystosowaną do potrzeb młodzieży infrastrukturą, indywidualną ścieżką nauki i sporą rezerwą wolności, szkoły, która pozwoliłaby mi rozwinąć skrzydła, by - o ironio - dojść do wniosku, że wszystko to mam na miejscu. Wystarczy, że po prostu przejmę inicjatywę. Że to nie ze mną, nie z ludźmi, nie z tą konkretną placówką, a z systemem jest coś nie tak.
Dyskusja z mamą trwała długo. Z początku dominował sceptyzm i nieufność, jednak dobrze obeznałam się z tematem, co pozwoliło mi rozwiać jej wątpliwości. Na szczęście należy ona do tego wyrozumiałego i otwartego na nowości grona ludzi. Inaczej wyglądały rozmowy ze znajomymi; zawsze na pierwszym miejscu pojawiało się pytanie: Dlaczego? No, ale jak to dlaczego? Tyle narzekaliśmy na cały ten system, tyle się z nim męczyliśmy, niemalże codziennie modliliśmy się, żeby ktoś wpadł na głupi pomysł i podpalił ten budynek... A teraz ktoś pyta, dlaczego korzystam z szansy na wolność? Mi wydawało się to oczywiste i banalne. ,,Ja to bym chyba nie dała rady", ,,Niby to ED fajne, ale ja jednak wolę szkołę"... Tylko jedna osoba przyznała mi rację. Nie rozumiem, ale oczywiście szanuję każdą opinię. Zmusiło mnie to też do ponownego przemyślenia decyzji, ale ostatecznie upewniłam się tylko, czego chcę.
Niezbędne formalności poszły w miarę gładko, między innymi od 29 kwietnia, w związku z pewnym rozporządzeniem MEN, za które po raz pierwszy wielbię tę instytucję, nie musiałam się martwić o opinię z PPP. Czytając doświadczenia innych rodzin z ED domyślam się, z jaką gehenną się to wiązało i dziękuję wciąż za ten dar losu, placówki przyjazne temu systemowi edukacji również nie kryły swego entuzjazmu. Teraz nawet ci, którzy ledwo co dowiedzieli się o edukacji domowej, mogą bez problemu się dostać, i osobiście gorąco zachęcam zdecydowanych do skorzystania z szansy! Wszystkiego dowiecie się w następnym poście - Edukacja domowa formalnie, czyli jak się zapisać
Dziś stoję nad klawiaturą laptopa, uśmiecham się pisząc te słowa i spoglądając na moją biblioteczkę oraz półkę z customami. Niedawno wróciłam ze stajni, a po południu przyjacielska wycieczka do weterynarza. W międzyczasie русский язык. Huh, a to tylko niektóre z rzeczy do zrobienia! Zniknęły stres, zmęczenie, bezsens i korona, a wraz z nimi ciągnący się latami poranny katar. Dziwny zbieg okoliczności, nie? Krótko mówiąc: Jestem Szczęśliwa. Zapisana jestem do liceum im. Moraczewskich w Warszawie Wesołej, które na chwilę obecną mogę gorąco polecić. Lokalizacja nie grała pierwszych skrzypiec, bowiem odwiedziny wiążą się jedynie ze zdawaniem egzaminów, konkursami i ewentualnie ważniejszymi dokumentami.
Czy żałuję, że nie dowiedziałam się o edukacji domowej wcześniej? Nie jestem pewna. Uważam, że byłam gotowa na taką zmianę już w momencie pójścia do pierwszej klasy liceum, aczkolwiek byłaby to jedna z najcięższych ze względu na mnogość egzaminów związanych z obecnością tzw. "zapychaczy", czyli WOK-u, EDB, podstaw przedsiębiorczości itd., które odchodzą w drugiej klasie. I od razu z 12 przedmiotów robi nam się 7. W tamtym momencie przestawienie się na edukację domową wiązałoby się z o wiele większą presją. Jeszcze wcześniej, w gimnazjum czy podstawówce, byłaby to sytuacja prawie idealna - im młodszy umysł, tym bardziej plastyczny.
Na koniec tych luźnych rozważań chcę życzyć powodzenia wszystkim moim rówieśnikom starającym się w tym roku o przejście na edukację domową - razem damy radę! Zaś moja wskazówka dla tych, którzy wciąż się wahają, brzmi: zajrzyj w głąb swego serca i pomyśl, jak będzie wyglądał twój dzień bez szkoły. I jak? Podziałało?
Polecam również serdecznie takie strony, jak Edukacja Domowa - nie mam czasu na szkołę, gdzie znajdziecie doświadczenia innych rówieśników z ED.
Poczytaj też:
6 Komentarzy
Ja akurat wolę chodzić do szkoły – to zależy tylko od danej osoby, ja po prostu… jak nie ma tego wytłumaczenia nauczyciela, to to nie jest to samo ;).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
GH :)
Dokładnie, wszystko zależy od indywidualnych preferencji każdego z nas, natomiast warto wiedzieć, że taka opcja istnieje :) W edukacji domowej młodsze osoby także często korzystają z korepetycji z niektórych przedmiotów, inni, jak ja, wolą od początku do końca samemu przerobić materiał.
UsuńAczkolwiek zauważyłam, że ta więź ze szkołą może też wynikać ze zwykłego przyzwyczajenia, sama bałam się, jak ta samodzielna nauka wyjdzie. Kiedyś jeszcze o tym opowiem...
Pozdrawiam
Sayto aka Łowca much
Wszystko ma na pewno swoje plusy i minusy. Wiem na przykład, że na pewno nie byłabym w stanie tyle się nauczyć bez nauczycieli, bo w podręczniku jednak zawsze jest mniej, a przy niektórych przedmiotach bez wytłumaczenia po prostu ani rusz - jak choćby biologia, chemia czy matematyka. Osatnio nauczyłam się doceniać to, czego nauczyli mnie nauczyciele, bo okazuje się, że to wcale nie tak mało wiedzy poza-książkowej.
OdpowiedzUsuńDo tego trzeba mieć jednak zapał do regularnej, samodzielnej nauki i myślę, że to tego najbardziej boi się większość osób. Osobiście w zeszłym roku byłam przekonana, że nie jestem w stanie się zmusić do nauki - nie, null, zero, na edukacji zdalnej nie uczyłam się kompletnie niczego. Po czym przyszły wakacje i ni z tego, ni z owego zaczęłam się nagle uczyć. W wakacje. Bez przymusu. A potem znów przyszedł rok szkolny i powrót do edukacji zdalnej i nagle już umiałam się uczyć, ba, potrafiłam wkuć taką partię materiału, że w życiu na sprawdzian bym nie wkuła. Czyli wbrew moim obawom okazało się, że jednak mogę c; A skoro ja mogę, to myślę, że każdy by mógł, gdyby tylko chciał; nawet jeśli sam nie zdaje sobie z tego sprawy. Gorzej jakby nie chciał, bo w takim wypadku faktycznie prościej odbębnić kilka popraw i przejść wszystko na przysłowiowy ,,krzywy ryj".
Z drugiej, pozytywnej strony... To brzmi jak piękny sen. Mieć czas na customy, stajnię, rysowanie, ba, wyjścia na miasto ze znajomymi... Ktoś inny zapewne kłóciłby się, że wszystko się da, jednak moje życie przed koroną było zajęte w 100%, od wstania z łóżka do powrotu w pościel, bez chwili na pierdoły w stylu koników czy bazgrania po kartce, o spotkaniach ze znajomymi nawet nie marzyłam. Do tego wieczny stres, bo z niczym się nie wyrabiałam i jeszcze ciągłe niedospanie. I teraz myśl, żeby wyrzucić bezsensowne siedzenie w jednym miejscu przez pół dnia jawi mi się niczym piękny sen. Tym bardziej, że w styczniu zapewne wrócę do systemu sprzed lockdownu, czego teraz, po prawie roku bez jednego, za to zawalającego cały grafik i odbierającego 3/4 energii obowiązku, nie jestem sobie w stanie wyobrazić.
W każdym razie fajnie przeczytać taki post i móc dowiedzieć się jak faktycznie taka nauka wygląda :) Zmusza to jednak do myślenia, chociaż myślę, że teraz, kiedy jestem tuż przed metą, po prostu dociągnę to do końca w starym systemie, ale możliwe, że wielu innych osób postanowi jednak przejść na edukację domową c:
Pozwolisz, że zacznę od końca twojej wypowiedzi. Na edukację domową przeszłam dopiero w II klasie liceum, czyli bardzo późno, i słuszna jest uwaga: przecież to tylko 2 lata, dasz radę. Pomijając fakt, że czułam, że jeśli zostanę w szkole, to pożegnamy się jeszcze we wrześniu na stryczku, kluczowe jest tu słowo TYLKO. To są AŻ dwa lata - wyobraźcie sobie, ile można przez ten czas robić! Wkracza tu kwestia szacunku do swojego czasu, niemarnowanie go dla zasady. Przy czym opór i lęk przed zmianą są całkowicie naturalne! Do tej pory boję się, czy na pewno się wyrobię. Nasz mózg nieustannie stara się oszczędzać energię, posługując się jak najprostszymi, utartymi schematami. Na krótką metę to działa, jednak na dłuższą drogę może być szkodliwe w tak dynamicznym środowisku, jakim jest dzisiejszy świat.
UsuńCo do podręczników, to wręcz przeciwnie, jest w nich często więcej, niż w podstawie programowej, tyle że jednocześnie nie wszystkie jej wymagania są spełniane. Na edukacji domowej zresztą mamy dowolność wyboru źródeł i sposobu nauki, większość uczniów nie korzysta z podręczników w ogóle, króluje internet i książki specjalistyczne. Z przedmiotów ścisłych spora część korzysta faktycznie z korków i darmowych konsultacji z nauczycielami, ale uważam, że ktoś z odpowiednim samozaparciem i z tym sobie poradzi. Co do wiedzy poza-książkowej, myślę, że chodzi ci o swego rodzaju umoralnianie, i tu przyznaję ci rację, wielu nauczycieli daje pożyteczne wskazówki na życiowej ścieżce.
Oczywistym jest, że potrzebny jest zapał do nauki, pasja, dobra organizacja. Słusznie zauważyłaś, że w wakacje, w czasie wolnym, gdy nie czujesz bezsensownego przymusu, zdołałaś odkryć, jak wielką przyjemnością jest nauka. Szkoła te cechy wygasza. Im bardziej się odszkalniam, tym lepiej dysponuję swoim czasem.
Na koniec dodam z drugiej strony, że edukacja domowa jest już trochę skrajnym rozwiązaniem, nie mówiąc o unschollingu, acz aktualnie jedynym w Polsce, w mojej opinii, możliwym, jeżeli zależy nam na niezależnym, indywidualnym rozwoju. Krótko mówiąc, nie twierdzę, że edukacja domowa jest dla wszystkich, ale szkoły w obecnym kształcie nikomu nie życzę.
Dziękuję za twoją opinię i pozdrawiam :)
Sayto aka Łowca much
dobrze napisane
OdpowiedzUsuńJa właśnie zaczęłam pierwszy rok edukacji domowej, jestem 1 klasie liceum i mam wrażenie, że trochę sobie nie daje rady... Wyobrażałam sobie, że zrobię po prostu szkołe w domu ale tak się nie da. Nie jestem w stanie uczyć się bez komputera bo nic nie rozumiem, ale ja nie chce spędzać całego dnia bez ekranem. Jestem tym zmęczona :(
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za odwiedziny na blogu. Zostaw po sobie ślad!
Pamiętaj tylko o netykiecie ;)