Barokowy amorek - custom ogierka Schleich na zamówienie
Po Skybolcie wracamy na ,,stare śmieci", czyli konie schleich. Źrebaki to zwykle jedne z bardziej udanych modeli w ich wykonaniu, przy czym zwracam uwagę, że ich ogólny poziom ciągle pikuje... Dlatego cieszę się, że mogłam pomalować tego ogierka jeszcze z 2013 roku, który z konia hanowerskiego przeobraził się we fryzyjczyka.
Po obejrzeniu procesu malowania możecie wrócić do sesji zdjęciowej na blogu poniżej ↓
Było to kolejne zamówienie (aktualnie więcej nie przyjmuję) od tej samej osoby. Docelowo miał dołączyć jako najmłodsza latorośl do stada fryzów. Książę był już przedtem malowany, tyle że zdecydowanie nie ręką doświadczonego artysty, a w związku z tym był w bardzo miernym stanie. Mimo tak banalnej maści jego wykonanie przeciągnęło mi się do kilku tygodni!
Na zdjęciu niezbyt dokładnie to widać, w przeciwieństwie do filmiku, ale ile ja się namęczyłam ze zmywaniem tej białej brei na jego nogach, to przekracza wszelkie granice... Nie ma sensu, żebyście wynajdywali koło na nowo, więc nagrałam też przy okazji video na YT, jak to zrobiłam.
Sam model uważam za genialny. Oprócz faktu, jakim są jego małe rozmiary, co utrudniało mi zeszlifowanie napisów, przyjemnie się go malowało. Został ukazany w pięknym, wyciągniętym kłusie. Urzekły mnie przede wszystkim drobna faktura sierści i harmonijna budowa: cienkie nóżki, małe kopytka, jak na prawdziwego źrebaka przystało!
Przed malowaniem przejrzałam sporo repek (czyt. zdjęć poglądowych) koni fryzyjskich, po czym wybrałam jedno główne, na którym się wzorowałam. Wbrew pozorom każdy kopytny ma swoje cechy osobnicze, inne rozmieszczenie cieni i tak dalej. Jeżeli będziemy korzystać z wielu różnych fotografii, cóż... efekty widać na głowie Lucky'ego, choć i tak nie jest najgorzej.
Używałam standardowych przyborów, farby akrylowe+pastele suche+kredki akwarelowe+werniks. Książę jest cały kary, z mocnymi rozjaśnieniami na grzywie i ogonie. Bardzo pasuje mi charakterem do konia z ery baroku. Ta gracja, fryzyjskie poważanie, to skupienie... Jego miejsce jest na ujeżdżalni, koniec, kropka!
Poza preppingiem jego malowanie było proste. Za proste... Sama, zdejmując rękawiczki, dziwiłam się, że to już koniec. Naprawdę z trudem powstrzymywałam się od dodania jakichś odmian albo chociażby mocniejszych akcentów na tułowiu.
Uwielbiam próbować nowych rzeczy, tworzyć skomplikowane wzory i zwyczajnie bawić się malowaniem. Jeżeli chodzi o customy koni, to moja główna motywacja. Mimo że pieniądze są mi teraz potrzebne na wykup prawdziwego konia, wiem, że w przyszłości będę starała się zawsze rozwijać. Źrebak fryzyjski zwyczajnie trochę mnie nudził. Z drugiej strony miałam okazję, żeby bez większych konsekwencji dopracować robienie detali.
Jestem zachwycona jego oczami. Stwierdziłam, że źrebak będzie patrzył prosto naprzód. Ze względu na niewielkie rozmiary gałki ocznej korzystałam z nieco okrojonej wersji malowania, ale i tak wyglądają całkiem realistycznie. Świetnie wyszedł również jaśniejszy brąz pod źrenicą oraz przejścia od szarości do lekkiego, ochrowego brązu ją otaczającego na chrapach.
Niestety, nie widać tego zbytnio na fotografiach, lecz cieniowanie przy kłębie zrobiłam za pomocą metody zwanej włoskowaniem. Czerwono-brązową kredką akrylową rysowałam sierść w tej okolicy włosek po włosku. Stwierdziłam, że da to całkiem ciekawy efekt i w sumie spodobał mi się ten sposób. Muszę kiedyś spróbować ,,nawłoskować" całego customa.
Po raz pierwszy jestem też zadowolona z kopyt. Odważyłam się zaszaleć i dodać masę kresek różnego koloru. Generalnie powinny być one pionowe, ale że schleich robi poziome żłobienia na kopytach swoich modeli, jakby wszystkie miały ochwat... wyglądałoby to nieco dziwacznie.
Ogon tym razem wypłowiał w połowie swojej długości, nie na samych końcówkach. Po raz kolejny plusik za ładną anatomię i kształtny, mały zad.
Na brzuchu dodałam oczywiście swój autorski podpis. Cieszy mnie również fakt, że model ma wyrzeźbione strzałki. Wcześniej pod grubą warstwą poprzedniej białej farby nie były nawet widoczne. Nie rozumiem, czemu firma od nich odeszła. Jak nie wiadomo co chodzi, to pewnie o pieniądze, ale...
Myślę, że wszyscy się ze mną zgodzą, że pogoda w ostatnich dniach nie była łaskawa. Jednak żadna kałuża nie powstrzymała mnie przed zrobieniem Księciu pożegnalnej sesji. Powyższe zdjęcie niby wygląda prawdziwie, a jednak na pierwszy rzut oka widać, że nie są to kończyny prawdziwego konia... za Chiny nie mogę zidentyfikować, co tu poszło nie tak. Może macie jakieś sugestie? Piszcie w komentarzach ↓
Bardzo podobają mi się fotografie customów w otoczeniu grzybów. Nie mogę doczekać się jesiennych sesji, za to różnego rodzaju mniejsze huby i lejki można znaleźć przez cały rok. W dodatku na wygodnych, płaskich pniakach, dzięki czemu nie ma większych problemów z usytuowaniem figurki.
Wam też Książę przypomina tu wirtualnego podróżnika, który wędruje od jednego punktu kontrolnego do drugiego?
Wszędzie mokro i ciemno, wilgotność otoczenia utrzymywała się na wysokim poziomie przez dobrych kilka dni. Cały czas musiałam wycierać źrebaka palcami i strząsać nasiąknięte, lepkie grudki ziemi, żeby nie były widoczne na kolejnych zdjęciach.
Kiedy dostrzegłam tę soczystą, zieloną jak kosmita kępę mchu pod brzozą, od razu wtuliłam w nią dłonie. Jak na tę pogodę był to ewenement. Custom również nie miał nic przeciwko, choć na pierwszym zdjęciu ustawiłam go w dość dziwnej pozycji.
Just a moment, relax |
Drugie zdjęcie jest zdecydowanie moim faworytem z tej sesji. Wyraźnie widać cieniowanie, które w domowym świetle było przyćmione, i ten błysk w oku... Ustawiłam także dobrze kąt ujęcia i coraz mniej fotek jest robionych od góry. Miód-malina, na zwykłej ścieżce w lesie.
Książę w wersji XXL. Tutaj miałam płonną nadzieję, że nie będę musiała schodzić na dól na mokrą i zimną ujeżdżalnię. Na pierwszy rzut oka może da się oko oszukać, ale to rozmycie terenu w tle okazało się za mocne, żeby skonstruować z tego funkcjonalną całość.
Daję tutaj duży plus za kolorystykę. Gdyby jeszcze usunąć te drągi na ostatnim zdjęciu, byłoby idealnie. Otoczenie wygląda niemal tak, jakby świeciło słońce w pełni, a to dlatego, że zdecydowałam się na chwilę włączyć w telefonie tryb PRO. Za to obiektyw za żadne skarby świata nie chciał współpracować i złapanie ostrości było niemalże kwestią cudu...
Właściwie po przywitaniu się z końmi w stajni szykowałam się już do powrotu, ale kiedy przechodziłam brzegiem lasu obok tego miejsca, wiedziałam, że po prostu muszę tutaj coś cyknąć! Zdjęcia robione wśród kwiatów (tutaj zawilców, w kwietniu dominują na naszych terenach) to chyba najlepsze, co może być. Z ostatniego wyszło nawet coś w rodzaju panoramy.
Książę nie był szczególnie trudnym ani wyjątkowym customem, to fakt. Mimo to cieszę się, że mogłam sprawić radość koleżance i takie również są potrzebne. Na szczęście szykuje się kolejny, bardziej interesujący malowaniec :) Wszelkie potrzebne informacje znajdziecie także na mojej bazie na Facebooku, Instagramie oraz kanale Youtube poświęconym (prawie) wyłącznie customom.
6 Komentarzy
Jak z wystawy :D. Fryzy są cudowną rasą ale.. zgadzam się z tym ich brakiem odmian czytałam że na łbie (chyba) w hodowlach są dopuszczalne odmianki od 2 do 3 cm średnicy. A film oglądałam ten jak zmyć farbę, i na pewno mi się przyda (do Abby zapraszam na stronę z customami aktualnie jest najgorsza :x) więc dziękuję c:
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
fajne koniki super
OdpowiedzUsuńpieknie napisane
OdpowiedzUsuńkonkretny wpis
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawa treść!
OdpowiedzUsuńciekawa treść i konkretny wpis
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za odwiedziny na blogu. Zostaw po sobie ślad!
Pamiętaj tylko o netykiecie ;)